Ciasteczka otrzymały nazwę od imienia mojej Wnusi. Ich historia bowiem zaczęła się od tego, że Roksanka miała na zbyciu malinową kaszkę Nestle. Chcesz mamo? Może coś z tego zrobię, pomyślałam. Chyba mnie w dzieciństwie coś ominęło. Wszyscy zachwycają się ciasteczkami z kleiku ryżowego. Ponoć takie pycha jak wspomnienie dzieciństwa. Nie jadłam. Mój Brat takie robi - przepis tutaj. Kleik od kaszki daleko nie odbiega. Postanowiłam poszperać za przepisem. Znalazłam jakiś, ale ciasto było zbyt luźne, więc dodałam budyń i kisiel, oba o smaku malinowym. Wyrobiłam piękne kulki zwilżonymi wodą dłońmi. Zgodnie z zaleceniem zrobiłam nawet dziurki na dżem. Ciasteczka jednak w pieczeniu zatraciły owe dziurki. Zrezygnowałam z nadziewania. Są pyszne i bez tego. Składniki: 330 g kaszki Nestle o smaku malinowym; 6 łyżek kaszy manny; 6 jajek; kostka masła; pół kostki margaryny; 3/4 szklanki cukru; półtora łyżeczki proszku do pieczenia; 6 łyżek płatków owsianych - błyskawicznych; budyń o smaku malinowym; kisiel o smaku malinowym; ewentualnie dżem do nadziewania. W misce łączymy (ja zagniatałam ręcznie) wszystkie składniki. Zwilżonymi dłońmi formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego. Lekko wyciskamy kciukiem dziurkę na dżem. Blachy należy wyłożyć papierem do pieczenia, natłuścić masłem i posypać tartą bułką. Pieczemy 20-25 minut w temp. 180 st. C.