17 photos
Zamojszczyzna ma także swój epizod związany z osobą Artura Grottgera. Mało kto o tym wie. Warto odwiedzać miejsca, w których pozostawił swój ślad ten wspaniały artysta. Tym bardziej, że tutejszy epizod grottgerowski związany był z miłością jego życia, Wandą Monne. DYNISKA w gminie Ulhówek. To niewielka wioska zasiadła na Grzędzie Sokalskiej. Dwór Skolimowskich, którzy zostali właścicielami Dynisk w 2 połowie XIX w. - pięknie wpisał się w historię powstania styczniowego, tak bliskiego sercu i twórczości Artura Grottgera. Julian Skolimowski, właściciel dóbr dyniskich, to były pułkownik wojsk polskich. Uczestnik powstania listopadowego. Wraz z żoną, Izydorą, sprzedali dwa folwarki z klucza dyniskiego, przeznaczając pozyskane fundusze na pomoc powstaniu. Ich syn Józef Skolimowski był uczestnikiem powstania styczniowego. Podczas walk 1863r., w Dyniskach mieścił się polowy szpital powstańczy. Osoba Artura Grottgera wpisuje się w historię Dynisk, w okres nieodległym powstaniu. W roku 1866, dokładnie 16 czerwca, jak wspomina Wanda Monne, przyjechał do Dynisk Artur Grottger. Artysta żył krótko, bo zaledwie trzydzieści lat, ale ten dyniski epizod należał w jego życiu do najszczęśliwszych. "Zabrałem roboty, będziemy razem kończyć. Nic mi się nie wiedzie bez ciebie" - powie do Wandy, przebywającej w tym czasie w gościnnym dworku Skolimowskich. Na pracownię artystyczną wyznaczono mu pokój pani domu. "Muszę tu skończyć Litwę" - mówił do Wandy. Ona natomiast po latach wspomina te chwile następująco: "Tworzył wtedy ów obraz, kiedy duch leśnika wraca do swej chaty, gdzie żona dziecię tuli, topiąc na kominie ołów na kule. Któż nie zna tego obrazu? Kobieta ma bardzo wierne rysy moje i ręce. Pozowałam do niej ubrana podobnie". Artur Grottger tworzył tutaj, na bliskiej nam ziemi, swoje najpiękniejsze kartony. Jego pracę Wanda Monne podsumuje następująco:.... "pilnie pracował bez wytchnienia, z żelazną wytrwałością dotrzymując wyznaczonych sobie godzin"... Wanda była mu natchnieniem przy pracy, muzą. Sama jej obecność dodawała mu sił i zapału do rysowania. Tak oto, określał to w słowach wspominanych przez Wandę: "Bo to, widzisz, mnie Pan Bóg dał tę miłość nie tylko na szczęście, ale i na pożytek. Z takim zapałem pracuję, że każda chwila na sumieniu mi ciąży, gdy jasno, a ja nie rysuję". Miłość do Wandy wypowiadał wtedy pięknymi słowami: "Żyję Tobą, oddycham tobą, myślę, wierzę, pracuję tylko w twoje imię...". Być może gdyby nie Wanda Monne nie cieszylibyśmy się dzisiaj kartonami Grottgera? Na jednej z tablic, umieszczonych przy kapliczce św. Magdaleny w Dyniskach, opisano fragment wspomnień Wandy Monne. Związany jest on z drzewem, pod którym siedli pewnego poranka. To drzewo jest w Dyniskach do dzisiaj. Uschłe, bo zamęczone głupotą ludzką, ale trwa. Tak jak pamięć o Grottgerze w tych stronach. Kiedy "Sosna Grottgera" runęła niedawno pod naporem wiatru, podnieśli ją dobrzy ludzie i nadal przypomina o najpiękniejszej miłości wielkiego polskiego artysty. Szczęśliwe dni zakochanych w Dyniskach szybko się skończyły. Tuż po imieninach Wandy w dniu 23 czerwca, została wezwana przez matkę do powrotu do Lwowa. Rodzina Wandy nie była przyjazna osobie Grottgera, jako pretendenta do ręki córki. Zanim odjechała malował bez przerwy w jej towarzystwie. Wanda napisze po latach "...pracował po prostu namiętnie, bo nawet we wczesne ranki zdejmował już partie ukochanego nam ogrodu - Żebyś nie zapomniała raju naszego - mawiał gorączkowo".... Duchową obecność tych dwojga w Dyniskach zapowiedziały słowa Grottgra: ..."Dziś już chodzimy tu jak cienie...jak duchy rozerwane. Do tych miejsc zawsze wrócimy pamięcią, przynajmniej ja zawsze.....powrócę tu do ciebie, Dzieciu. Tak po męsku, bez łzy i skargi".... Dzisiaj w Dyniskach obok starej sosny, pojawili się znowu - pomnikiem. Jak dawnej szczęśliwi i nierozłączni na wieki. "To moja sprawa pracować, pracować, walczyć, a potem nikt na świecie mi ciebie nie potrafi odebrać." W Dyniskach powstały kolejne rysunki z cyklu "Lituania": DUCH i WIDZENIE oraz karta tytułowa. Cytaty pochodzą z książki Dionizego Sidorskiego "Może duchy nam przebaczą" s. 64-86. Dyniska należały do Skolimowskich do I wojny światowej, a folwarki Ulików i Magdalenka do czasu reformy rolnej z 1944r. Nie ma już dworu w Dyniskach. Podczas ostatniej wojny spaliły go oddziały UPA. Siedlisko dworskie po Skolimowskich przejął PGR. W Dyniskach przetrwała t y l k o .....miłość Grottgera. Przy opracowaniu tekstu korzystałam także z informacji zawartych w "Leksykonie historycznym miejscowości dawnego województwa zamojskiego" autorstwa Józefa Niedźwiedzia.