Galeria Ewy

Witam Cię na mojej stronie, zapraszam do oglądania

Zaczyn na ten chleb trafił do mnie jak przysłowiowa kukułka. Pewna "życzliwa" osoba podrzuciła mi słoiczek z zaczynem i z dołączonym przepisem nie pytając, czy chcę, czy nie. Chlebek ponoć przynosi szczęście. Pomijając zatem metodę obdarowania mnie na siłę owym szczęściem, postanowiłam go jednak upiec. Przyjęłam ową "kukułkę" życzliwie pod swoją strzechę. Chleb w dom, Bóg w dom. Przez kilka dni powstaje zaczyn na ten chleb. Stopniowo dodaje się produkty, wzbogacając na koniec chleb tak, że już sama nie wiem, czy to ciasto, czy to chleb. Ten chleb piecze się ponoć RAZ w życiu. Przypominam sobie jednak, jak ze 20 lat temu piekłam coś podobnego, z tym, że wtedy nazywał się "Chlebkiem szczęścia". To ciasto nie lubi metalu, więc miesza się go drewnianą łyżką w nie metalowych miskach. Nakrywa lnianą ściereczką. Pierwszego dnia dodaje się do otrzymanego zaczynu jedną szklankę cukru i pozostawia pod przykryciem, nie mieszając. Drugiego dnia dodajemy szklankę mleka i też nie mieszamy. Na trzeci dzień dodajemy 250 g mąki i również nie mieszamy. Czwartego dnia należy wszystko przemieszać drewnianą łyżką rano i wieczorem. Na dzień piąty dodajemy znowu szklankę cukru. Dnia szóstego rozdzielamy zaczyn na 4 równe części. Jedną zostawiamy sobie, a trzy rozdajemy chętnym do pieczenia. Siódmego dnia dodajemy: 250 ml oleju; 250 g mąki; 3 całe jaja; pół paczki proszku do pieczenia; pół łyżeczki soli; 1 cukier waniliowy; trochę cynamonu; trochę rodzynek; 2 starte jabłka; 1 mleczną czekoladę startą. Pieczemy w temperaturze 180 st. C ok 40 minut w szklanej żaroodpornej formie ewentualnie silikonowej (aby nie w metalowej). Smakuje bardziej jak ciasto, a nie chleb.