Galeria Ewy

Witam Cię na mojej stronie, zapraszam do oglądania

Może być "Halloweenowa zacierka". Wszak dynia kojarzy nam się z tym świętem. Wieczorna lub poranna. Niektórzy mogą ją jeść na okrągło. W rodzinie mojego Męża funkcjonuje od lat. Dlatego musiałam się jej nauczyć. Żadna filozofia. Ta zacierka potwierdza zasadę, że im prostsze wykonanie, tym smaczniej. W sezonie dyniowym nie możemy jej sobie odpuścić. Tym razem dynia z prawdziwego "zagłębia dyniowego". To niewielka miejscowość, o trudnej do wymówienia nazwie - Wawrzeńczyce. Leży przy starym trakcie, obecnie trasie: Kraków-Sandomierz. Przy każdej posesji spotkacie dyniowe piękności, począwszy od dyni olbrzymiej po maluchy o wymyślnych kształtach. Tam właśnie, z myślą o zacierce, kupiliśmy dynie o barwie czerwonej. Ponoć takie do niej najlepsze. Przygotowanie zacieru nie jest sprawą skomplikowaną. Najpierw dynie pozbawiamy miąższu z nasionami. Potem kroimy na mniejsze kawałki. Obieramy ze skóry i rozgotowujemy z niewielką ilością wody. Trzeba pilnować, aby się nie przypalił. Następnie przecieramy lub miksujemy. Tak przygotowany przecier możemy porcjować i zamrażać. Świeży jest najlepszy. Kluseczki do zacierki najlepiej zetrzeć na tarce o grubych oczkach, podsypując mąką, żeby się nie sklejały. Ugotować je osobno, łączyć z zupą przed podaniem.